Święta Lipka i zamek gotycki w Reszlu.

Drugiego dnia, po hipnotyzującym wykładzie Wojciecha Kassa, mieliśmy możliwość skonfrontowania chęci  poznania korzeni regionu, z rzeczywistym odkrywaniem okolicznego dziedzictwa kulturowego. Drugi dzień rozpoczął się dla nas zwiedzaniem Reszla. Początkowo wydaje się niepokojąco senny i pusty. Mijamy socrealistyczne bryły z wielkiej płyty, których urody nie ratują wymalowane na nich kolorowe pasy. Przekraczamy gotycki most, którego początki sięgają aż XIV wieku i zdajemy się wchodzić do innego miejsca. Wcześniejsza pustka PRL-owskiej prowincji, okazuje się być urokliwym lenistwem malowniczego, średniowiecznego miasteczka. Towarzyszem naszej podróży jest szum tamtejszej rzeki – Sajny (lub jak kto woli – Izery), a ponieważ mimo końcówki września, nie brakuje nam pięknej pogody, to nasz wzrok przykuwa na wpół oświetlona porannym blaskiem słońca, skromna, reszelska cerkiew. Grekokatolicka świątynia, nie jest niestety czynna poza mszami i uroczystościami, więc nie mogliśmy porównać jej urody z miejscowym kościołem Świętych Apostołów Piotra i Pawła, który rzeczywiście ma imponującą fasadę, ale największym urozmaiceniem jest wysoka na pięćdziesiąt metrów wieża, na którą co odważniejsi zdecydowali się wejść.

To jednak nie koniec naszych sakralnych przeżyć tego dnia. Święta Lipka uderzyła w nas bezpardonowo kiczem. Jednak wesoło wymachujące  mechanicznymi rączkami aniołki i kręcące się niczym festynowa karuzela pozłacane słoneczka, nie zdołały odciągnąć całej uwagi od piękna dźwięku okazałych organów i wysokiego kunsztu artystycznego organisty. Piorunujące wrażenie, jakie zrobiła na nas różowa (ponoć stylizowana na oryginalną) fasada, zostało zaś złagodzone zapierającymi dech w piersiach  krużgankowymi freskami wykonanymi przez rdzennego, warmińskiego malarza – Macieja Meyera. Z pewnością ten element warsztatów na długo zapadnie nam w pamięć za sprawą charyzmatycznej pani przewodnik, która nie dość, że w ciekawy sposób zdołała przedstawić historię Świętej Lipki i jej architektury, to jeszcze naprowadziła nas na bardzo ważny dla nas – młodych ludzi – trop. Mianowicie to nie kościół jest zbyt tandetny, ale my jesteśmy zbyt współcześni na barok.

W reszelskim zamku – największym miejscowym zabytku i jednocześnie miejscu naszego noclegu, ugościła nas pani Jolanta Marshall. Ponadto zgodziła się z nami spotkać, opowiedzieć o twórczości jej męża (rzeźbiarz – Bolesław Marshall, jego prace można obejrzeć między innymi na zamkowym dziedzińcu), ich początkach w Zamku oraz cenionych osobach odwiedzających Warmię. Po Wojciechu Kassie jest ona następną osobą, która w czasie warsztatów cechowała się niesłychanym ciepłem, otwartością i prawdą. Sprowokowała wśród nas żywą dyskusję. Umościliśmy się w przytulnej sali kominkowej i do późnych godzin wieczornych debatowaliśmy nad tym, czemu właściwie miał służyć nasz wyjazd humanistyczny.

Zwiedziliśmy mnóstwo zabytków, które zapewne większość z nas miała okazję zobaczyć już dziesiątki razy, jednak ten raz kompletnie różnił się od poprzednich, albowiem tym razem uczestniczyliśmy w wyjeździe naprawdę. Tym razem kościoły i zamki nie były dla nas obiektami architektonicznymi, a miejscami, w których działa się historia nasza i naszych przodków. Historia, która powinna zapoczątkować nasze świadome odkrywanie świata sztuki i kultury. Za sprawą kilku  inspirujących osób, które spotkaliśmy podczas zaledwie dwóch dni wyjazdu, skusiliśmy się na podjęcie wysiłku próby zrozumienia naszej regionalnej sztuki, albowiem wcale nie musimy szukać jej poza granicami naszego kraju. Wręcz przeciwnie.

Poezja, malarstwo, rzeźba i architektura Warmii i Mazur – to nasze korzenie, bez poznania których nigdy nie będziemy zdolni ostatecznie poznać sztuki jako takiej.

 

 

 

 

Comments are closed.