2 stycznia klasa IIA obejrzała operę „Czarodziejski flet”. Marc Chagall przygotował scenografię do Czarodziejskiego fletu w 1968 roku w nowojorskiej Metropolitan Opera, David Hockney w 1978 roku, gdy operę tę wystawiano na festiwalu operowym Glyndebourne. Twórcom inscenizacji, którą oglądamy dziś w warszawskiej operze zależało na tym, aby plastycznie była ona pełna czarów, surrealistyczna, uwolniona z okowów racjonalności, rządząca się jedynie logiką snów. Reżyser Barrie Kosky, dyrektor Komische Oper w Berlinie, pracował nad spektaklem razem z Suzanne Andrade – aktorką, poetką, standuperką i Paulem Barritem, autorem animacji. To właśnie animacje uwolniły ten spektakl z pęt logiki, umożliwiły błyskawiczne zmiany lokalizacji – ze świata wewnętrznego do zewnętrznego, z ponurego lasu do podejrzanego baru, z bijącego serca pomiędzy trzepoczące skrzydłami motyle. Tempo to słowo kluczowe dla tej realizacji. „Zu Hilfe! Zu Hilfe!” – wyśpiewuje Tamino, biegnąc do utraty tchu. Akcja toczy się szybko, także dlatego, że partie mówione zostały wykreślone i zastąpione planszami z kina niemego. Było ono także dla twórców źródłem estetycznych inspiracji – Nosferatu Murnaua, filmy Bustera Keatona, a także stroje i fryzura aktorki Louise Brooks – krótkie czarne włosy z grzywką. „Chciałem bawić się sprzecznościami libretta” – mówi Barrie Kosky. Rzeczywiście, spektakl, który stworzył jest pełen zabawy, radości – to zastrzyk energii i joie de vivre.

Comments are closed.